Emilia Kossowska
W 1935 roku Matka moja ciężko zachorowała Lekarz w Kołomyi stwierdził, te jest to nowotwór i musi poddać się operacji. Matka się zgodziła i 25 listopada wyjechała na leczenie do Lwowa.
Ja, najstarsza byłam w klasie maturalnej. Wszyscy bardzo przeżywaliśmy chorobę Matki. 23 grudnia rozpoczęły się ferie świąteczne, więc byłam w domu z młodszą siostrą. Nagle bez przyczyny spadł ze ściany obraz Serca Pana Jezusa. siostra zaczęła płakać i powtarzać, te nasza Matka pewnie już nie żyje. Uspokoiłam .ją i pobiegłam do kościoła do naszej Matki Bożej. Było południe, Anioł Pański. Klęczałam długo przed ołtarzem i modliłam się o zdrowie Matki, za przyczyną naszej Matki Bożej.
Na drugi dzień - 24 grudnia, lekarze rozpoczęli leczenie radem, które miało trwać 12 dni. W czasie tej kuracji Matka bardzo osłabła i błagała ordynatora, aby skrócić to naświetlanie radem. Lekarz się zgodził i po 10 dniach zabrano rad. 7 stycznia przywieziono Matkę do Kołomyi i leżała w domu. Odwiedzał ją doktor Dyligisz z Ubezpieczalni Społecznej, który powtarzał, że stan jest beznadziejny i musimy być przygotowani na najgorsze, ale my stale liczyliśmy na miłosierdzie naszej Matki Bożej. Po 3 miesiącach Matka o własnych siłach mogła już jechać do Lwowa na badania kontrolne.
Po kilku latach dr. Dyligisz powiedział, że życie Matki, to prawdziwy cud. Żyła jeszcze 41 lat. Musiała jeszcze przeżyć tę straszliwą wojnę, aresztowanie przez sowietów młodszej córki i syna, ich katorgę, Sybir, ale stale ich los składała w Dobre Ręce naszej Kołomyjskiej Matki Bożej. Matka Boża nas nie zawiodła. Po 15 latach wrócił z łagrów syn, po 17 latach odnalazła się córka aż w Ameryce. Za wszystko niech będzie Bóg uwielbiony i nasza Matka Boża.
Emilia Kossowska , Opole