Zbigniew Ładygin
Na Koskową Górę łatwo trafić. Z ?zakopianki?, za Pcimiem trzeba skręcić na
Jordanów, minąć Tokarnię z drewnianym kościołem, którego prezbiterium to
XVI-wieczna kaplica ufundowana przez Jordanowskich z Zakliczyna, i skręcić ku
Skomielnej Czarnej ? z pozoru niczym nie wyróżniającej się wsi z drewnianą
XVIII-wieczną kaplicą dworską i postawionym w latach 50. ubiegłego stulecia
murowanym kościołem. Tutejszą parafią od końca lat 40. opiekują się Bracia Mniejsi
Kapucyni z Prowincji Krakowskiej.
To dzięki nim wiosną 1956 r. do Skomielnej Czarnej trafił obraz Matki Boskiej
Częstochowskiej, tuż po wojnie potajemnie wywieziony ze stolicy Pokucia Kołomyi,
i do tego czasu przechowywany w Krakowie. Obraz miał być rówieśnikiem słynnego
malowidła jasnogórskiego i, podobnie jak on, sprowadzony z Węgier.
Według legendy przywiózł go książę Władysław Opolczyk, namiestnik Ludwika
Węgierskiego na Rusi Czerwonej. Wpierw znajdował się w kołomyjskim zamku,
później, w nieznanych okolicznościach przeniesiono go do tamtejszego kościoła
Dominikanów.
Słynął cudami, a o skuteczności modlitw do Matki Boskiej Kołomyjskiej świadczyły
liczne wota. Wiosną 1946 r. dla uratowania przed profanacją został wycięty z ołtarza
i z ostatnim transportem repatriantów znalazł się w Polsce. Przez wiele lat jego
kresowe pochodzenie nie było rozgłaszane. Z biegiem czasu jednak ?odkryli? go
rozproszeni po Polsce Kołomyjanie, a w 1992 r. do Skomielnej Czarnej przyjechała
pierwsza pielgrzymka parafian z Pokucia. Wtedy postanowiono wykonać kopię obrazu,
by znów Matka Boska zawisła w Kołomyi, w odzyskanym właśnie pojezuickim
kościele.
Dokładniejsze oględziny poprzedzające reprodukcję obrazu przyniosły sensacyjne
odkrycie: po zdjęciu drewnianej sukienki wyszło na jaw, że obraz nie był namalowany
na desce, jak uważano, a na ręcznie kutej miedzianej blasze. Blacha, obcięta starannie
wokół nimbów nad głowami Marii i Jezusa, przybita była do deski, a brzeg wyrównany
i zagruntowany ? przygotowany do zamalowania tła, do którego jednak nie doszło.
Na głowach Maryi i Dzieciątka widniały tzw. władysławowskie korony ? ofiarowane
jasnogórskiemu klasztorowi w styczniu roku 1635 przez Władysława IV Wazę, jako
wotum za uzdrowienie, co wprawdzie zaprzeczało kołomyjskiej legendzie,
Stąd widać Tatry